Przepis na łejerskie harcerstwo, teatr i szkołę, czyli moja KSIĄŻKA KUCHARSKA / część 8

Zalążki Republiki Łejerskiej
Orzełek i orzeł przyfrunęły do Łejerskiej Republiki z programu telewizyjnego „Dzieci też mają głos”

Lista spraw, czyli kurs samoobrony

Jak wspomniałem wyżej, dzieci sześcioletnie w zespole Łejery pojawiały się sporadyczne, przyprowadzane przez starsze rodzeństwo. Teraz musieliśmy się zmierzyć pedagogicznie z „armią” samych sześciolatków. Od pierwszych dni największym problemem wychowawczym było skarżenie: „A proszę druhny, a proszę druha, a on mnie uszczypnął, a ona się bije…” I tak pojawiła się LISTA SPRAW, którą wymyśliliśmy w samoobronie. Dzieci dowiedziały się, że u nas nie będzie skarżenia i ciągłego biegania do druhny czy druha. Zamiast skarżyć i się obrażać, będziemy sprawy zapisywać na specjalnej tablicy. Gdy Piotrek kopnął Martę, ta nie biegła do nas tylko na tablicy zapisywała „M/P” (Piotrek ma u niej krechę). A gdy Marcie w ciągu dnia przeszło albo Piotrek ją przeprosił, rysowała obok „M/P” uśmiechniętą buźkę. Była też możliwość wyrażania podziękowań. Wtedy między pierwszymi literami imion pojawiało się serduszko. Każdy dzień kończył się spotkaniem w kręgu. Wtedy Kasia siadała naprzeciw Jacka i patrząc mu w oczy mówiła: „Jacek mam do ciebie żal, bo mnie kopnąłeś”. Teraz Jacek musiał to wyjaśnić i najczęściej przepraszał, a my przyglądaliśmy się temu z boku. To dzieci rozstrzygały między sobą „kto zaczął” i szukały rozwiązania. Szybko nauczyły się też wyrażania nie tylko żalów, ale mówienia o swoich odczuciach, np.: „było mi przykro, kiedy się ze mnie wyśmiewałaś” albo „bolało mnie, kiedy szarpałeś mnie za włosy”. Przy konsekwentnym prowadzeniu tej metody, na tablicy najczęściej przeważały „uśmiechnięte buźki”. Dzieci załatwiały sprawy same, bez naszej pomocy.

Z tej metody wynikła także korzyść dydaktyczna. Dzieci bardzo szybko opanowywały pisanie literek. Od pierwszych dni radziły sobie ze swoimi inicjałami, nawet z dwuznakiem w przypadku Szymona, czasem tylko prosząc nas o pomoc. Dla nas „lista” była ważną informacją, gdy pojawiały się problemy wokół jakiegoś dziecka. Był to znak, aby uwagę wychowawczą skoncentrować właśnie na nim.

Lista spraw w książce Marcina Przewoźniaka „Trzy przystanki do teatru” / rys. Ilona Brydak

Na listę spraw można było także, na równych prawach, wpisywać nas, dorosłych,. Dzieci miały z tym na początku pewien kłopot, nie dowierzały, że to możliwe. Tłumaczyliśmy im, że my też popełniamy błędy, że możemy postąpić czasem niesprawiedliwie i chcemy mieć szansę wytłumaczenia się w kręgu. Na początku wpisy pojawiały się masowo, żeby nas sprawdzić. Jak było trzeba, broniliśmy swojej racji, a jak miały rację – przepraszaliśmy. Korony z głów nam nie spadły, wręcz odwrotnie, rosło wzajemne zaufanie. 

Do dzisiaj listy spraw funkcjonują w nauczaniu początkowym. Może to nie do końca precyzyjne, ale są one dla nas swoistym testem „na dobrego pedagoga”. Tam gdzie lista funkcjonuje dobrze, przyglądanie się jej może być niezłym sprawdzianem realizacji naszego programu autorskiego. Opowiadają o tym nauczyciele, uczący w klasach starszych, wysyłani tam na zastępstwo. Z trudem powstrzymują się od śmiechu, oglądając dwa sześcioletnie maluchy, które ze śmiertelną powagą, siedząc naprzeciwko siebie, przemawiają: „Marcinie, mam do ciebie pretensję, bo mi zabrałeś misia.” Zdarza się, że dzieci zakładają „listy” w swoich domach. Jeśli rodzice to zaakceptują, mówią że bardzo im to ułatwia życie i bywa świetna zabawą, a także lekcją dla całej rodziny, szczególnie gdy mama wpisuje sprawę do taty i odwrotnie.

Bywało często tak, że nie wszystkim nauczycielkom przychodziło to z łatwością. „Lista spraw” w zerówce była pierwszym zalążkiem działań demokratycznych w naszej szkółce. Tak rodziła się przyszła Republika Łejerska, której poświęcony będzie odrębny rozdział.

Łejerskie zasady życia gromady

Pierwszy miesiąc pracy w klasie był dla nas bardzo ważny. Między innymi był to czas na wypracowanie kontraktu klasowego, który miał zastąpić regulamin szkolny, wiszący w klasach całej Polski, pożółkły ze starości, z którym nie identyfikowały się ani dzieci ani nauczyciel.

Druhna Ela Drygas tak opisała powstawanie kontraktu w Łejerach:

„Słowo „kontrakt” oznacza układ, umowę na piśmie, zawartą między stronami. I jeśli chcemy, żeby on faktycznie funkcjonował, musi być podpisany między wychowawcą a dziećmi z konkretnej klasy, na określony czas (najczęściej na rok szkolny). Powinien być także „żywy”, to znaczy, że w ciągu roku, za zgodą obu stron, można dopisać nowe zasady lub usunąć niepotrzebne.

Jak to wygląda w „Łejerach”? Otóż najczęściej taki kontrakt, szczególnie w starszych klasach, sporządzany jest podczas „nocowanka”, czyli kilkunastogodzinnego pobytu dzieci wraz wychowawcą w szkole, połączonego z nocowaniem, w trakcie którego odbywają się zajęcia wychowawcze, zabawy, wspólne przygotowywanie posiłków itp. W młodszych klasach układanie kontraktu może trwać nawet kilka dni (z przerwami). Przystępując do pracy nad umową, przypominam dzieciom, że w każdym miejscu muszą obowiązywać jakieś normy. W przeciwnym razie współpraca w ogóle nie byłaby możliwa. Aby to udowodnić, proponuję podopiecznym, by zamknęli oczy i wyobrazili sobie sytuację, w której nie istnieją jakiekolwiek zasady ruchu drogowego. Każdy może jeździć, jak chce – prawą lub lewą stroną – nie przestrzegając znaków drogowych ani ustaleń, komu przysługuje pierwszeństwo. Uczniowie zgodnie odpowiadają, że powoduje to mnóstwo wypadków oraz wielkie korki, które właściwie uniemożliwiają jazdę. W życiu klasy też muszą obowiązywać pewne zasady, żeby nie było katastrof. I o ułożenie takich zasad prosimy dzieci.

Kontrakt powinien służyć temu, by:

1. w klasie było bezpiecznie i nikomu nie stało się nic złego,

2. każdy mógł się jak najwięcej nauczyć w miłej atmosferze,

3. było nam ze sobą dobrze,

4. było nam dobrze z nauczycielami.

Dzieci pracują nad poszczególnymi punktami w grupach, przygotowując swoje propozycje. Zasady dotyczą zarówno postępowania uczniów, jak i nauczyciela. Klasy zerowa i pierwsza rysują swoje sugestie, starsze je zapisują. Niekiedy rolę sekretarek pełnią gimnazjalistki, ale nie mają one prawa do ingerowania w tekst. Do pierwszych trzech punktów swoje pomysły może zgłaszać także nauczyciel.

Po opracowaniu propozycji zasad do każdego punktu, grupy kolejno je prezentują. Następuje czas na dyskusję, negocjacje, przyjęcie lub odrzucenie postulatów, a także zmianę brzmienia niektórych reguł. Po zatwierdzeniu wszystkich punktów zostają one zapisane na dużym arkuszu papieru, jeszcze raz przeczytane i uroczyście podpisane przez dzieci i nauczyciela. Potem kontrakt należy zawiesić w widocznym miejscu w klasie.

Tak sporządzony kontrakt ma dwie zalety w porównaniu z tradycyjnym regulaminem. Po pierwsze dzieci wiedzą, czemu służą poszczególne zasady, rozumieją, że są one potrzebne, a nie stanowią „widzimisię” dorosłych. Po drugie, układając go samodzielnie, są znacznie bardziej skłonne przestrzegać przyjętych reguł. W razie ich złamania często wystarczy podejść z winowajcą do kontraktu, odszukać odpowiedni punkt, odczytać go i zwrócić uwagę, że właśnie o nim zapomniał. 

 W młodszych klasach najlepiej pracować osobno nad każdym punktem kontraktu…”

Elżbieta Drygas, „Gotowe scenariusze lekcji aktywizujących, czyli jak odkleić dziecko od krzesełka”

Na tablicy „lista spraw”. Reportaż TVP Poznań z 1990 „Teatralna zerówka”

CIĄG DALSZY NASTĄPI…

One thought on “Przepis na łejerskie harcerstwo, teatr i szkołę, czyli moja KSIĄŻKA KUCHARSKA / część 8

  1. Ach te nocowanka ,wyczekiwane,ulubione…Niektorzy wspominaja je bardzo serdecznie. To byl wspaniały pomysł.Tak jak Ksiażka Kucharska druha Jurka (bB)

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s