Drodzy Rodzice i Nauczyciele Łejerscy!
Czas pandemii przeraża, ale też daje czas na zaległości w czytaniu, na refleksje psychologiczno – pedagogiczne. Ostatnio bardzo często mam kontakt z Profesorem Heliodorem Muszyńskim, który jak wiecie, jest „Ojcem chrzestnym” Łejerów. To pod Jego pedagogicznym „parasolem”, w 1975 roku, powstał harcerski szczep „Otwartych”, z którego wyłoniła się drużyna artystyczna „Łejery”. W wyniku tych rozmów urodził się pomysł cyklu pt: „Ostatnio przeczytałem”, by dzielić się z Wami – Nauczycielami i Rodzicami, naszym zatroskaniem o polską szkołę. Moją intencją jest również włączenie alarmowego dzwonka, byśmy unikali takich sytuacji w naszej szkole.
Profesor Muszyński napisał ostatnio znakomitą, moim zdaniem, diagnozę psychologiczną i pedagogiczną pt: „Dziecięce i młodzieżowe dramaty – ze szkołą w tle” zawarte w następujących rozdziałach:
- Rodzina czy szkoła
- Rodzinna bezradność
- Zamknięty świat rówieśników
- Co się dzieje w klasie szkolnej?
- Anatomia klasowego linczowania
- Kwestia odpowiedzialności
- Jakiej szkoły nam potrzeba?
- W poszukiwaniu dobrych rad
Profesor Muszyński, po zakończeniu tego cyklu zaproponuje swoje rozwiązania problemów. Zapraszam naszych rodziców, wychowawców, psychologów i pedagogów do włączenia się w dyskusję nad tymi problemami.


Heliodor Muszyński
Dziecięce i młodzieżowe dramaty – ze szkołą w tle
Nie nadążymy z niesieniem uczniom pomocy psychologicznej i psychiatrycznej, jeżeli będziemy nadal mieli szkołę taką, jaką mamy.
OD AUTORA
W tekście, jaki niżej przedstawiam Czytelnikowi, poruszane są kwestie wciąż obecne w życiu naszych dzieci jako uczniów. Dotyczą one roli stosunków między nimi w warunkach życia szkolnego. Mogłoby się wydawać, ze teraz, w czasie pandemii, tracą one swoje znaczenie, bo jedną ze zmian, jakie ona spowodowała, jest właśnie zanik tego życia. Wszak nasze dzieci siedzą całymi dniami w domu i tęsknią do szkoły, a także do rówieśników. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że ich życie i wzajemne relacje uległy zanikowi lub osłabieniu. Zmieniły się jedynie formy wzajemnych kontaktów, ale one same pozostały i wciąż odgrywają w życiu naszych dzieci, jak było to dotąd, niezwykle doniosła rolę. Okazywać przyjaźń i szacunek lub niechęć i wzgardę można także posługując się komórką lub smartfonem. A nasze dzieci nabrały niebywałej sprawności w posługiwaniu się nimi. Tak więc, zmieniły się formy, w jakich nasze dzieci i młodzież tworzą i uprawiają wzajemne relacje, ale one same pozostały, a co więcej, często jeszcze bardziej niż dotąd wyznaczają mniej lub więcej szczęśliwy, ale także nieszczęśliwy, los naszego dziecka. Tym bardziej więc potrzebują one dziś naszego, rodziców, nauczycieli i wychowawców, zrozumienia, a nierzadko pomocy.
Sytuacja już jest katastrofalna, a wciąż jeszcze nie widać końca. Tysiące uczniów popada w stany depresyjnych załamań i potrzebuje natychmiastowej pomocy psychologicznej lub psychiatrycznej. Tutaj już nawet nie może być mowy o „nazbyt częstych przypadkach” takich dramatów. Idzie o całe setki tysięcy („Przegląd” na stronie tytułowej (nr. 11 z 2020 r.) alarmował, że chodzi o 600 tysięcy!) młodych, bezradnych potencjalnych pacjentów. Już sama taka liczba musi skłaniać do bicia na alarm, a przecież codzienne dane wskazują na jej dalszy szybki wzrost.
To, że pewna część populacji dzieci i młodzieży popada w stany zaburzenia zdrowia psychicznego, a zwłaszcza w depresje, jest współcześnie uznawane za coś normalnego w wielu krajach. Znane są także dość liczne przyczyny tego zjawiska. Ale nie da się tak potraktować tego, co od szeregu lat dzieje się pod tym względem w Polsce. Dane liczbowe tchną tu już prawdziwym dramatem i przybierają rozmiary niemal epidemii. Nasuwa się przeto jedyny, zupełnie oczywisty, wniosek: najwidoczniej w życiu współczesnych polskich uczniów, zwłaszcza nastolatków, pojawiają się w masowej skali jakieś szczególne warunki lub okoliczności, z którymi pewna ich część nie potrafi sobie poradzić.
Jak dotąd, nie widać specjalnych wysiłków w kierunku ustalenia przyczyn tych wysoce niepokojących zjawisk. Uwaga opinii publicznej jest koncentrowana na potrzebie zapewnienia tym tysiącom załamanych i bezradnych młodych istot możliwie szybkiej i skutecznej pomocy. Ta jest jednak wysoce utrudniona, a często niemożliwa, z powodu braku specjalistów, głównie lekarzy – psychiatrów, a także miejsc w odpowiednich zakładach opieki zdrowotnej. Koncentracja wyłącznie na leczeniu samej choroby musi budzić zdziwienie, ale też niepokój.
W przypadku psychiatrii dziecięco-młodzieżowej ta, jakże potrzebna, logika skutecznego działania prowadzi do jeszcze jednego ważnego wniosku. Wszak zaburzenia w sferze zdrowia psychicznego dzieci i nastolatków, w odróżnieniu od wielu innych chorób, zwykle nie pojawiają od razu. Regułą jest tutaj wystąpienie w życiu młodej osoby i utrzymywanie się przez dłuższy czas jakiejś trudnej, stresogennej sytuacji, z którą nie potrafi ona sobie poradzić. Wielu młodych pacjentów placówek psychiatrycznych z pewnością mogłoby uniknąć swego smutnego losu, gdyby we właściwym czasie spotkało się z odpowiednią pomocą. Pomoc ta w zaczątkowej fazie powstawania zaburzenia wcale nie wymaga jeszcze leczenia, lecz najczęściej (zdarzają się wyjątki) jedynie odpowiedniej opieki, rozsądnego pokierowania oraz psychicznego wsparcia
W polskim systemie opiekuńczo – wychowawczym brak jest przemyślanych i usystematyzowanych działań skierowanych na zapewnianie dzieciom i młodzieży warunków i pomocy niezbędnych do zachowania zdrowia psychicznego. Nie wystarczą ogólne nawoływania do tego, aby otoczyć dzieci i młodzież większym zrozumieniem i opieką. Pozostaje terapia lub leczenie rozwiniętej już choroby. Ale i to z reguły nie przynosi pożądanych skutków kiedy młodzi pacjenci nadal tkwią w nieprzyjaznym dla siebie środowisku – zwykle domu lub szkoły. W rezultacie jedynym ratunkiem okazuje się izolowanie od niego, a więc hospitalizacja.
Rodzina czy szkoła
Tymczasem wnioski, jakie się nasuwają w świetle dotąd poczynionych uwag, są dość jednoznaczne jeśli chodzi o znalezienie źródeł stanowiących najczęstsze podłoże uczniowskich zaburzeń zdrowia psychicznego. Wszystkie znane badania nie pozostawiają wątpliwości ani złudzeń: główną przyczyną zaburzeń psychicznych, jakich aktualnie doznają nasze dzieci, a zwłaszcza młodzież, są stresogenne sytuacje i traumatyczne doświadczenia, których miejscem jest szkoła.
W uzasadnianiu powyższej tezy tylko w niewielkim stopniu jesteśmy zdani na przypuszczenia i domysły. Dysponujemy danymi, które prowadzą do rozwiania tych niepewności. Są to informacje dotyczące przypadków najbardziej skrajnych, kiedy młodzi życiowi rozbitkowie porywają się – z różnym skutkiem – na swoje życie. Dane z dość licznych badań nad młodocianymi samobójcami zgodnie wskazują szkołę jako źródło ogromnej większości tych dramatów. Sięgnijmy, na przykład, do badań Marty Makara – Studzińskiej, która dokonała próby ustalenia przyczyn zaburzeń psychicznych u setki swoich młodych pacjentów. Lista, jaką w ich wyniku badaczka ustaliła, obejmuje tylko po części takie przyczyny, jak konflikty w rodzinie lub odtrącenie emocjonalne dziecka przez rodziców, czy też niepokoje związane z własną przyszłością i z ustaleniem własnej tożsamości seksualnej, natomiast dominują na niej przyczyny mające swoje źródła w szkole, a więc takie, jak niepowodzenia szkolne, konflikty z nauczycielami, ale przede wszystkim złe relacje z rówieśnikami.
Diagnozę taką potwierdza wiele innych badań. Takie opinie o przyczynach uczniowskich samobójstw wyraża także sama młodzież. W badaniach przeprowadzonych przez Warszawski Uniwersytet Medyczny pytano o przyczyny targnięcia się rówieśników na własne życie. Odpowiedzi podawane najczęściej przez młodych respondentów wskazywały na zbyt wysokie wymagania nauczycieli i ich bezduszny stosunek do uczniów, przede wszystkim jednak na konflikty miedzy uczniami i stosowaną przez nich przemoc. Podobne wyniki przyniosły także badania zainicjowane przez Rzecznika Praw Dziecka, według których najczęstsze przyczyny uczniowskich depresji, to dręczenie szkolne, brak akceptacji dla inności i narastająca przemoc w bezpośrednich stosunkach rówieśniczych oraz w sieci.
Rodzicielska bezradność
Kiedy zastanawiamy się nad losem tysięcy polskich uczniów, którzy samotnie szamoczą się ze swymi życiowymi udrękami, nasuwa się pytanie o rolę rodziców. Wszak to oni powinni przede wszystkim stać przy swoich dzieciach, dawać im oparcie, otaczać troską, służyć radą i pomocą. Wszak to oni najlepiej je znają, a co najważniejsze, są blisko nich na co dzień. Nikt bardziej niż oni nie jest powołany, ale także zobowiązany, do otoczenia ich troską i wsparciem.
Jeżeli tak się nie dzieje, to niekoniecznie z powodu zaniedbań w wypełnianiu przez rodziców przypisanych im obowiązków. Wszystkie bez wyjątku badania pokazują jednoznacznie, że rzecz nie leży tylko w braku opiekuńczych starań rodziców, lecz najczęściej w ich bezradności. Historie poszczególnych przypadków układają się w typowy obraz: to rodzice albo sami zauważają niepokojące objawy zaburzeń w psychice dziecka, albo też otrzymują odpowiednie sygnały od nauczyciela lub szkolnego psychologa. Teraz są już obarczeni nie tylko trudnościami, jakie dziecko sprawia w domu, lecz także oczekiwaniami, a nierzadko i żądaniami szkoły, aby zatroszczyli się o nie. Tymczasem ich własne, mniej lub więcej intensywne i gorliwe, starania o otoczenie dziecka większą troską i zrozumieniem, kończą się zwykle niepowodzeniem. Nie pozostaje wówczas nic innego, jak udać się do specjalistycznej poradni, która zaleci terapię lub szpitalne leczenie.
Ta dramatyczna bezradność rodziców w postępowaniu ze swymi dziećmi nie jest bynajmniej czymś wyjątkowym Dotyka ogromnej większości rodziców mających nastoletnie dzieci. To właśnie charakterystyczne dla tego wieku trudności sprawiają, że rodzicom nie udaje się być powiernikami swych dzieci i otoczyć je skuteczną opieką i pomocą.
Główna przyczyna niepowodzeń w tych rodzicielskich staraniach leży w przypadającym na ten wiek kryzysie kontaktów z dzieckiem. Wynika on z psychologicznych właściwości wieku dorastania. Nastolatek przestaje być układnym, jak to było dotąd, dzieckiem podatnym na wpływy rodziców. Staje się natomiast izolującym się od nich niepokornym buntownikiem. Usilnie dąży do wyrwania się spod ich pieczy i władzy, walczy o własną niezależność i prowokacyjnie demonstruje ją. Żąda, aby liczono się z jego zdaniem i respektowano jego potrzeby. Przede wszystkim jednak dystansuje się od rodziców, zamyka w kontaktach z nimi, a niekiedy popada w konflikt, żyje we własnym świecie, dostępu do którego usilnie broni.
Łatwo stąd o dość oczywisty wniosek. W wieku dorastania rodzicom najczęściej nie udaje się być powiernikami, przewodnikami lub spolegliwymi opiekunami własnych dzieci ani nawet zdobywać elementarne informacje o tym, co się z nimi dzieje. Często są ostatnimi, którzy dowiadują się o kłopotach, porażkach czy życiowych dylematach, jakie ich dzieci przeżywają.
Bywa oczywiście też tak, że dziecięce dramaty mają swoje źródło właśnie w rodzinnym domu. I wtedy można by wskazywać rodziców jako tych, których powinnością jest ich eliminowanie lub łagodzenie, co często musi oznaczać usuwanie, z życia dzieci powodów ich zmartwień. Życie wielu rodzin nie jest wolne od takich dziecięcych tragedii, jak rozwód rodziców, konflikty i przemoc, alkoholizm czy ich długotrwała nieobecność.
Zamknięty świat rówieśników
Stan psychicznego kryzysu, w jaki popada dziecko, wcześniej lub później zostaje zauważony przez rodziców, jak też nauczycieli. W początkowej fazie jest zwykle przyjmowany jako naturalny chwilowy, właściwy wiekowi dorastania, nastrój i zwykle bywa bagatelizowany. Kiedy jednak zły stan psychiczny dziecka trwa zbyt długo, a, co gorsza, ulega nasileniu, kiedy zaczyna ono przejawiać nadmierny smutek i coraz silniejszy brak emocjonalnej równowagi, kiedy szkoła sygnalizuje pojawienie się i wzrost trudności z uczniem, stan psychiczny dziecka zaczyna budzić niepokój rodziców. Zwłaszcza, że nie rozumieją jego przyczyn. Gubią się w domysłach. Próbują rozmawiać z dzieckiem, ale ich pytania spotykają się z unikami i milczeniem. Pozostaje przyjąć, że to choroba, na którą potrzeba jedynie pomocy lekarza.
A tymczasem wyjaśnienie najczęściej tkwi w istotnych przemianach, jakie dokonują się w psychice nastolatka. Wkracza on w nowy dla siebie okres budowania własnej tożsamości. Dotąd poczucie własnej wartości czerpał wyłącznie z aprobaty dorosłych – najpierw rodziców, a potem także nauczycieli. Zależało mu na niej i przejmował się, gdy jej nie uzyskiwał. Teraz to wszystko schodzi na dalszy plan. Do głosu i znaczenia dochodzą rówieśnicy. W życiu nastolatka pojawia się niezwykle silna potrzeba bliskich kontaktów z nimi, czynnego uczestnictwa w życiu rówieśniczej gromady, a co więcej, bycia jej uznawanym i cenionym członkiem. W ich świecie znajduje atrakcyjne dla siebie wzory do naśladowania, jak myśleć i odczuwać, co cenić i jak postępować. Liczy się wyłącznie ich opinia, ich aprobata i uznanie.
Zjawisko dążenia dzieci i młodzieży do bliskich kontaktów z rówieśnikami nie jest nowe. Znały je i doświadczały wcześniejsze pokolenia. Ale nigdy wcześniej kontakty te nie wprowadzały młodych w tak bogaty i atrakcyjny świat młodzieżowej kultury, świat odrębnych wartości, obyczajów, języka, mody, upodobań estetycznych, podziwianych bohaterów i idoli. Wszystkie te elementy są dorastającemu nastolatkowi dostępne jedynie przez więź z rówieśnikami. Tylko ich wspólne przezywanie, podzielanie i kultywowanie daje nastolatkowi tak cenne dla niego poczucie członkostwa i więzi.
Cały ten, tak ważny w życiu naszych nastolatków, rówieśniczy świat toczy się poza świadomością dorosłych, w tym także osób im najbliższych – rodziców i nauczycieli. To świat pozornie tak im bliski, bo przecież żyją w nim ich dzieci i ich uczniowie, a jednak tak bardzo niedostępny. Dostępu doń broni nie tylko solidarny nakaz milczenia: jest on nadto ukryty przed światem dorosłych przez to, że został w dużej części ulokowany, i zarazem zakodowany, w trudno dostępnej rzeczywistości wirtualnej istniejącej jedynie w postaci tekstów i obrazów zapisanych w pamięci urządzeń elektronicznych pozostających niemal wyłącznie w ręku młodych. Jakże często ich rodzicom i opiekunom nie przychodzi nawet do głowy, jakie zagrożenia czyhają na ich dzieci w tym niedostępnym dla nich świecie.
Świat rówieśniczy z jego systemem wartości, obyczajów i praktyk, jest nie tylko obecny w każdej szkole, ale w sposób mało widoczny wyznacza bieg zachodzących w nim procesów. Gdzie go szukać? Odpowiedź jest oczywista: tam, gdzie dochodzi do codziennych bliskich kontaktów rówieśników. Tym miejscem jest klasa szkolna.

One thought on “Dziecięce i młodzieżowe dramaty – ze szkołą w tle”